Oswoić trzeba porażki gorycz, by w końcu poczuć sukcesu słodycz.




Na wstępie chciałbym przeprosić jeśli moje bardzo amatorskie haiku w stylu Mistrza Yody zawarte w tytule uderzyło w Twoją estetykę, ale mam nadzieję że reszta artykułu jakoś to wynagrodzi. A temat dzisiaj jest związany z sukcesem i nieodłącznej przeciwwadze – porażce. Wielokrotnie w swojej dotychczasowej karierze zawodowej spotykałem się z sytuacją gdzie pojawiało się oczekiwanie że ktoś podejmie inicjatywę – mniej lub bardziej ryzykowną. Niektórzy ładnie o tym mówią „wyjście ze swojej strefy komfortu”. Zachęta taka jest jak najbardziej pozytywnym zjawiskiem które powinno motywować osoby z którymi współpracujemy do większej kreatywności, eksplorowania własnych pomysłów, eksperymentowania i wszystkiego tego co rozwojowe, a nie przychodzi do nich w formie polecenia.
Uczciwie muszę przyznać że sam również nie raz miałem okazję otrzymać taką zachętę do odważniejszego działania, lecz też prawdą jest że nie w każdej sytuacji taka zachęta odnosiła zamierzony skutek. Wręcz raz czy dwa (nooo, może więcej 😉 ) miałem okazję otrzymać „dokładkę” motywacji. Co więc powoduje że raz czujemy się komfortowo podejmując ryzyko, a innym razem czerwona lampka w głowie nas zatrzymuje? Moim zdaniem odpowiedzią na to pytanie jest angielski zwrot „safe to fail environment” – czyli po polsku „środowisko bezpieczne dla porażki” (jeśli skaleczyłem to tłumaczenie to bardzo proszę o wybaczenie i wskazówkę jak ładniej to przetłumaczyć po polsku).
Samo pojęcie wydaje się być bardzo proste do zrozumienia na pierwszy rzut oka, ale w swojej głowie potrzebowałem chwili na ułożenie sobie tego pojęcia tak, żeby nie mieć poczucia że coś jest niezdrowo „nagięte” w jedną ze stron. Dlatego też poniżej chciałbym podzielić się kilkoma luźnymi pomysłami na temat tego, co pomaga zbudować takie bezpieczne i zdrowe środowisko. Zaznaczam też, że to są moje subiektywne przemyślenia i nie stanowią „pewnej” recepty na sukces.
Po pierwsze pomocne są na pewno jasne i zrozumiałe granice strefy w ramach której możemy się poruszać swobodnie. Jest to jedna z rzeczy, która najczęściej blokowała mnie przed podjęciem większych ryzyk – nie byłem pewien jak duże ryzyko mogę podjąć. Bez względu na to w jakiej jednostce jest ono wyrażone – budżet w złotówkach, godziny robocze, rozpiętość w czasie. Z perspektywy osoby która ma podjąć ryzyko na pewno dużo daje świadomość jak daleko można się posunąć w działaniach. Po przeciwnej stronie – przełożonego – wiadomo jakiej granicy nie przekroczy druga osoba i potencjalne straty nie przekroczą pewnego pułapu.
Po drugie, co może być postrzegane też jako szkodliwe, to warto sobie powiedzieć wprost że niekoniecznie wszystko uda się za pierwszym razem, albo i nawet cały pomysł okaże się niewypałem. Niezdrowa presja na osiągnięcie sukcesu za wszelką cenę może w perspektywie czasu wywrzeć negatywny skutek na osobę która ma podjąć dane działanie, a w przyszłości wręcz zniechęcić do podejmowania działań. Element szkodliwości jaki tutaj upatruję tkwi w tym, że potencjalnie jeszcze przed rozpoczęciem prac godzimy się z porażką. Taki argument przeciwko takiemu podejściu też ma swoje racje, bo może podkopywać ambicję i entuzjazm już na starcie, spowodować ze zabraknie werwy na te ostatnie 5% pracy do sukcesu. Na to niestety nie znam innego sposobu niż szczere i ambitne podejście do siebie wzajemnie jako ludzie.
Trzeci element to podejście partnerskie z obu stron do budowania takiego środowiska. Z jednej strony osoba która zachęca do podejmowania działania jest w stanie zapewnić pewien margines błędu na wypadek potknięcia. Każdy się kiedyś myli, na to nie ma mądrych. Ale za to z drugiej strony też potrzebna jest inicjatywa aby zarządzić ryzykami które mogą się zmaterializować. Takim najbardziej minimalistycznym ruchem jest dla mnie omówienie tych ryzyk z osobą która jest odpowiedzialna za zasoby którymi będziemy dysponować. Czasami może się zdarzyć że w wyniku takiej rozmowy o ryzykach uda się znaleźć proste sposoby na ich zminimalizowanie czy też eliminację. Albo wręcz odwrotnie – dostaniemy informację, że takie ryzyko jest w zupełności akceptowalne i możemy działać śmiało. Tak czy siak – obie strony są świadome co może się zdarzyć i wiedzą na co się godzą. W moim przypadku taka świadomość daje naprawdę dużo.
Czwarty element o którym chciałbym wspomnieć jest oferta wsparcia ze strony przełożonego. Oczywiście nie zawsze jest to potrzebne czy wręcz możliwe, ale myślę że nie do przecenienia jest zaoferowanie wsparcia na zasadzie „jak coś się będzie działo – daj znać, pomyślimy”. Osoby pracujące w różnych rolach podejmują decyzję o różnym znaczeniu. Czasami są to tygodnie pracy zespołu developerskiego, czasami wykorzystanie budżetu marketingowego. Świadomość tego, że np. tydzień pracy całego zespołu to koszt rzędu kilkunastu (albo i więcej) tysięcy złotych może być bardzo skutecznym nawozem dla wszelkich wątpliwości, zawahań i ogólnej rezygnacji z odważnego ’rozpoznania bojem’ danego tematu. Dlatego nawet sama świadomość dostępności wsparcia może być wartościowa w utrzymaniu wątpliwości na bezpieczny dystans.
Ostatnim kryterium, które jest chyba w tym artykule najważniejsze, jest postulat wyciągania wniosków z popełnionych błędów. Jakiekolwiek zasoby zainwestowane w nieudany projekt czy pomysł będą w zasadzie „przepalone” na darmo jeżeli nie uda się wyciągnąć z tej sytuacji żadnej lekcji na przyszłość. Natomiast jeśli uda się uniknąć podobnie kosztownego błędu w przyszłości – to już można się pokusić o stwierdzenie że odrobiona lekcja „zarobiła na siebie”. Spotkałem się nawet kiedyś ze stwierdzeniem że jednym z ważniejszych czynników stanowiących o wartości członka zespołu jest ilość błędów które popełnił i jego umiejętność niepowtarzania ich. W jednym z klasycznych już polskich filmów pada wprost sformułowanie „każda porażka jest nawozem przyszłego sukcesu”. Film niby komediowy, ale odrobina racji w tym jest. Dlatego uczmy się i nie mylmy się dwa razy w taki sam sposób.
Przyznam szczerze, że nie planowałem przytoczyć okrągłej liczby 5 czynników bezpiecznego środowiska, ale skoro udało się osiągnąć taki wynik to pozwól, że zaparkuję w tym miejscu dalszą narrację. Mam nadzieję, że udało mi się choć odrobinę złagodzić estetyczne wrażenia powstałe po przeczytaniu samego tytułu i podpowiedzieć coś wartościowego. Ogromnie zachęcam do rozważenia tej koncepcji, jeśli jeszcze tego nie praktykujesz. Nie jest to napewno koncepcja łatwa do wdrożenia od pierwszej próby, ale myślę że możliwa do opanowania. Natomiast korzyści długoterminowe mogą być daleko większe niż poniesiony nakład pracy, bo z czasem wszystkie podejmowane ryzyka powinny osiągnąć pewien optymalny poziom, kiedy z jednej strony nie ryzykujemy więcej niż byśmy chcieli, a z drugiej strony wiemy jak bardzo porąbane pomysły możemy wypróbować i ucząc się na swoich potknięciach w końcu osiągnąć sukces. Czego życzę Tobie nie tylko w treści artykułu, ale na codzień! 🙂
Pięć!