Olej z Węża branży IT




Olej z węża był sprzedawany w XVIII i XIX wieku w Europie i Stanach Zjednoczonych jako absolutnie skuteczne i jedyne w swoim rodzaju remedium na wszystkie dolegliwości. W dzisiejszych czasach ten termin jest czasami używany w odniesieniu do przypadków promowania produktów obiecując cudowne wręcz efekty. Z jednej strony mogłoby się wydawać że w dobie powszechnego dostępu do informacji (Internetu) ciężko jest kogoś na coś naciągnąć. Z drugiej jednak – czy aby napewno w oceanie informacji nie ma fałszywych lekarstw?
W tym artykule chciałbym zastanowić się nad jednym szczególnym przypadkiem „Oleju z Węża” który mam okazję obserwować już od dłuższego czasu. Chodzi tu mianowicie o wszelakiej maści kursy polecane w branży IT. Zanim drogi czytelniku zamkniesz zakładkę przeglądarki spieszę ze sprostowaniem – nie twierdzę że taka forma zdobywania wiedzy i doświadczenia jest z gruntu zła. Istnieje z całą pewnością mnóstwo wartościowych szkoleń i certyfikatów, zarówno nie ma nic złego w korzystaniu z nich.
Problem jaki zauważam polega na tym że ludzie będący na początku swojej ścieżki w roli managerskiej, produktowej, programistycznej często zaczynają drogę od pytań typu „Jakie kursy muszę zrobić?” „Jaki certyfikat polecacie?”. A w odpowiedzi pojawia się niemal zawsze dyskusja komentująca wyższość jednej certyfikacji nad drugą, albo „sprawdzony kurs” po którym początkująca osoba stanie się absolutnym hardkorem w swojej dziedzinie i przeskoczy wszystkich.
Na wypadek gdyby moje wyjaśnienie nie było oczywiste pozwolę sobie nakreślić jeszcze o krok dokładniej jaki problem dostrzegam.
Pierwsze z powyższych pytań wydaje mi się być po prostu zaczynaniem od niewłaściwej strony, naprawdę. Z perspektywy czasu gdybym mógł komuś doradzić od czego zacząć przygodę z rolą product ownera – zaproponowałbym zapoznanie się z istotą tej roli, poznanie zagadnień jakie będzie musiał realizować w swojej organizacji, zgłębienie domeny biznesowej w której będzie się poruszał. Dopiero gdy pojawią się solidne fundamenty na czym polega rola ma sens rozglądanie się za narzędziami do realizacji tych potrzeb. Narzędzi do zarządzania projektami są zapewnie tysiące. Które jest najlepsze? Moim zdaniem w sensie uniwersalnym żadne nie jest najlepsze. Wszystko zależy od tego jakie są potrzeby Twoje i Twojej organizacji. Kursy w pewnym sensie z samego swojego założenia przekazują narzędzia (procesowe czy technologiczne) do realizacji danych zadań, dlatego nie ma wielkiego sensu zaczynanie od narzędzi gdy nie wiemy jeszcze co mamy osiągnąć.
Nasuwa mi się tutaj na myśl następująca analogia – „nie dłuto czyni cieślę”. Tak samo moim zdaniem – nie narzędzia i nie szkolenie definiują specjalistę. Owszem, narzędzia są ważne ale też i potrzebne dopiero w odpowiednim momencie.
Drugie błędne pytanie z przykładu powyżej – o certyfikacje. Ponownie zaznaczę – same w sobie certyfikaty też nie są niczym złym. Chociaż tutaj już częściej niż w przypadku szkoleń można natknąć się na ’wydmuszki’ które opierają się na w całości autorskim programie szkoleniowym i wnoszą dokładnie zero wartości do realnej pracy uczestnika, poza tym że można wstawić ładny obrazek na swój profil w social mediach. Ale są też wartościowe certyfikaty, które są honorowane przez wiele organizacji i wręcz są wymogiem przy próbie zdobycia tam posady. Natomiast podejście które również dość często obserwuję i zmotywowało mnie do napisania tego artykułu jest takie, że osoba zupełnie na początku swojej drogi szuka w pierwszej kolejności kursu. Nie podstawowej wiedzy, doświadczenia, mentoringu – tylko kursu. Najlepiej do kwoty 100-200 euro, w ciągu 10 godzin lekcyjnych, bez „zadań domowych” za to z eleganckim pozłacanym kwitkiem na koniec. Jakby to była karta rowerowa na prowadzenie produktu. Max do 3.5 tony 😉 Prawda jest natomiast nieco inna moim zdaniem i sam certyfikat jeszcze niczego nie gwarantuje – no, może poza znajomością odpowiedzi na pytania z egzaminu końcowego.
Myślę że w dzisiejszych czasach można się natknąć w każdej branży na tego typu przekłamania. Nie twierdzę że to jest celowe naganianie w którymkolwiek miejscu, ale sądzę że bardzo korzystnym nurtem byłaby zmiana narracji w tych tematach. Niewiedza rodzi niewiedzę i jeśli takie zjawisko zostanie pozostawione samo sobie to w perspektywie kilku lat umiejętności i doświadczenie będą dużo niżej cenione niż pełna skrzynia kursów i certyfikatów online.
A Ty? Spotykasz się z „Wężowym Olejem” w swojej branży/pracy? Daj znać w komentarzu jak postrzegasz do zjawisko 🙂