“Jak będziesz miał chwilę…”​ – jedno z największych niedopowiedzeń branży IT.

W dzi­siej­szym arty­kule chciał­bym podzie­lić się z Tobą niedawną reflek­sją „z przy­mru­że­niem oka” na temat zja­wi­ska języ­ko­wego, które mia­łem oka­zję dosyć czę­sto obser­wo­wać w swo­jej dotych­cza­so­wej pracy. Jak zapewne już się domy­ślasz po prze­czytaniu tytułu cho­dzi mi dodatki do listy zadań do zro­bie­nie w try­bie „Nic pil­nego, jak będzie­cie mieli wolną chwilę”.

Na wstę­pie chciał­bym od razu zazna­czyć że sam fakt przekazywania rzeczy “niepilnych” nie jest abso­lut­nie czymś złym. Wręcz bar­dzo dobrze, że nie wszystko co wpada do nas musi być odrazu naj­wyż­szym prio­ry­tetem. Gdyby tak było to mie­li­by­śmy do czy­nie­nia z nie­ustanną dys­ku­sją na temat tego czy kolejna “nowość” na pewno zasłu­guje na to żeby zrzu­cić z góry listy inne wcześniej zaplanowane prace. Jestem przekonany że w dłuż­szej per­spek­ty­wie taki dia­log nie posłużył by dobrze budo­wa­niu pozy­tyw­nych rela­cji z inte­re­sa­riuszami ani samemu postępowi produktu. Alter­na­tywą dla postawy obron­nej byłoby po pro­stu przyj­mo­wa­nie kolej­nych „pierw­szych” prio­ry­tetów do realizacji i w efek­cie wejście w tryb „koło­wrotka dla cho­mika” gdzie co chwilę porzucamy aktualny temat, zaczy­namy nową rzecz, dopro­wa­dzamy do niekoniecz­nie zado­wa­la­ją­cego stanu i znów zmiana kie­runku. Wnio­sek jest pro­sty – sys­tem budo­wa­nia pro­duktu przez cią­głe „dorzu­ca­nie cze­goś na górę” nikomu nie służy.

Jaki więc dostrze­gam pro­blem z robie­niem cze­goś „jak będzie chwila”? Tra­dy­cyj­nie już chyba naj­bar­dziej doskwie­rają mi nie­do­po­wie­dze­nia i pułapki zawarte w tym okre­śle­niu. Prze­ana­li­zujmy więc sprawę od początku.

Pierw­szy ele­ment ukła­danki w moim odczu­ciu jest taki, że naj­krót­sza chyba defi­ni­cja roli pro­duct ownera mówi o tym, że jego pod­sta­wo­wym zada­niem mak­sy­ma­li­za­cji efektu pracy wyko­ny­wa­nej przez zespół dewe­lo­per­ski. Co za tym idzie – pod­sta­wo­wym zada­niem pro­duk­towca jest zapew­nić to, żeby zespół miał co robić, a co wię­cej żeby reali­zo­wane zada­nia miały moż­li­wie jak naj­więk­szą war­tość dla pro­duktu i orga­ni­za­cji. Natu­ral­nym staje się wnio­sek, że pod­sta­wową powin­no­ścią pro­duk­towca jest dbać o to, aby tych mitycznych „wol­nych chwil” po prostu nie było. Dla pew­no­ści powtó­rzę jesz­cze raz – pro­duk­towcy dostają wypłaty w dużej mierze za to żeby zapew­nić cią­gły dopływ war­to­ścio­wych rze­czy do zro­bie­nia. Tak więc jeśli coś trafia do wykonania, to powinno to być dla­tego że jest ważne i nie­sie ze sobą dużą war­tość dla produktu czy organizacji, a nie dla­tego że „nie ma co robić”.

Drugi kawa­łek sta­nowi war­tość zada­nia. Jeżeli z jakie­goś powodu dociera do nas już dany temat, to musi on być na tyle istotny, że ktoś uznał że jed­nak powi­nien zostać zre­ali­zo­wany. Dla­tego pomocne w zna­le­zie­niu mocy prze­ro­bo­wych na dane zagad­nie­nie będzie usta­le­nie dla­czego to zada­nie posiada „nie­ze­rową” waż­ność? Co zyskamy reali­zu­jąc to zada­nie? Warto mieć w pamięci, że nie­które sprawy mogą nie wyglą­dać z pozoru na bar­dzo war­to­ściowe, ale jed­nak kryją jakąś perełkę. Osta­tecz­nie nawet naj­lep­szy pro­duk­to­wiec nie wie wszyst­kiego i zgła­sza­jąc się z taką prośbą można wspo­móc swój „requ­est” takim uza­sad­nie­niem.

Ostat­nim ele­men­tem war­tym wspo­mnie­nia w moim odczu­ciu jest to, jak bar­dzo można odło­żyć w cza­sie reali­za­cję danego zada­nia oraz jakie inne zada­nia będą musiały zostać opóź­nione. W ten spo­sób (w ide­al­nym świe­cie oczy­wi­ście) zacznie poja­wiać się obu­stronne zrozu­mie­nie – z jed­nej strony pro­duk­to­wiec zro­zu­mie jaka jest rela­tywna waż­ność zada­nia, a z dru­giej inte­re­sa­riusz dowie się jakie inne zada­nia zostaną opóź­nione w reali­za­cji aby zabez­pie­czyć czas na speł­nie­nie zgła­sza­nej przez niego potrzeby. Innymi słowy poza zrozu­mie­niem co i dla­czego jest do zro­bie­nia, usta­lamy też kolej­ność reali­za­cji – czyli prio­ry­tet.

Pod­su­mo­wu­jąc więc moje rozu­mie­nie „ide­al­nego” zgło­sze­nia tematu do bac­kloga, powin­ni­śmy sobie zawsze odpowie­dzieć na 3 pyta­nia przy reda­go­wa­niu zada­nia:

Co? Dla­czego? Kiedy?

Zanim przejdę do zakoń­cze­nia, chciałbym wyartykułować jesz­cze jedną myśl. Nie zawsze wszyst­kie requ­esty jakie do nas tra­fiają muszą zawie­rać odpo­wie­dzi na wszyst­kie z tych trzech pytań. Jest moim zda­niem jak naj­bar­dziej w porządku aby gro­ma­dzić takie skrawki wie­dzy na przy­szłość, aby mieć po pro­stu bazę pomy­słów w momen­cie kiedy zaczniemy się zasta­na­wiać jaki następny krok wyko­nać w pro­duk­cie. Z pełną odpo­wie­dzial­no­ścią mogę przy­znać że conajm­niej kil­ku­krot­nie w histo­rii bar­dzo przy­dała mi się taka lista i bez wąt­pie­nia jest to uła­twie­nie w pracy pro­duk­towca. Jedyne zastrze­że­nie jakie tutaj mam to koniecz­ność obu­stron­nego zro­zu­mie­nia, że jeśli coś jest „pomy­słem” to nie koniecz­nie kie­dy­kol­wiek trafi do reali­za­cji. Tak długo jak ist­nieje ta świa­do­mość, nie widzę pro­blemu z odkła­da­niem rze­czy na bar­dzo odle­głą przy­szłość.

Mam nadzieję, moje powyż­sze prze­my­śle­nia pozwo­liły Tobie zro­zu­mieć już moją awer­sję do tak luźno sfor­mu­ło­wa­nych zgło­szeń. A może nale­ża­łoby powie­dzieć zgło­szeń tak bar­dzo nie­do­po­wie­dzia­nych? Tak czy siak, mam nadzieję że to prze­my­śle­nie okaże się dla Cie­bie uży­teczne i pomoże sku­tecz­niej pozy­ski­wać potrzebne infor­ma­cje od inte­re­sa­riu­szy ile­kroć znów dosta­niesz prośbę o „dorzu­ce­nie cze­goś na listę”. Oczywiście zachęcam też do komentowania – co Ciebie najbardziej boli w komunikacji produktowej na codzień albo w jakie pułapki najczęściej mamy okazję wpadać?

Piona!

Link do oryginalnego posta na LinkedIn