“Hormon wzrostu”​ dla powierzanej odpowiedzialności

Czy­ta­jąc arty­kuły poświę­cone struk­tu­rze w dzi­siej­szych orga­ni­za­cjach, obser­wu­jąc trendy w ogło­sze­niach rekru­ta­cyj­nych na różne sta­no­wi­ska spe­cja­li­styczne czy wresz­cie przy­glą­da­jąc się orga­ni­za­cjom w któ­rych pra­cu­jemy można zauwa­żyć że różni ludzie zaj­mują się swoim obsza­rem na róż­nym pozio­mie decy­zyj­no­ści. Jako mode­lowy przy­kład niech posłuży nam 5 stop­niowa skala roz­woju pro­duct ownera. Najniższy poziom to “proxy” który jest bardziej posłańcem niż decydentem, a najwyższy to “mini CEO” który decyduje o każdym aspekcie produktu z budżetem włącznie.

Skryba -> Proxy -> Reprezentant Biznesu -> Inwestor -> Przedsiębiorca

Zapewne w obsza­rze innych spe­cja­li­za­cji rów­nież można odna­leźć poziomy zaawan­so­wa­nia zarówno „junior­skie” jak i bar­dziej „senior­skie”. Podob­nie jestem prze­ko­nany że wielu oso­bom towa­rzy­szy, lub towa­rzy­szyła – ambi­cja żeby wspi­nać się wyżej po tej dra­bince. Albo przy­naj­mniej mamy takie osoby w oto­cze­niu. Ważne dla dal­szych roz­wa­żań jest tutaj dopre­cy­zo­wa­nie o jaki roz­wój cho­dzi, bo poję­cie to można rozu­mieć na wiele spo­so­bów. W tym przy­padku cho­dzi mi o roz­wój w kon­tek­ście powie­rza­nia szer­szej odpo­wie­dzial­no­ści, a w efek­cie zdo­by­wa­nia więk­szej decy­zyj­no­ści. Nie będę się tutaj zagłę­biał w szcze­góły czy taka miara postępu jest słuszna czy nie – niech to pozosta­nie do uzna­nia przez każ­dego we wła­snym sumie­niu, nie nama­wiam do niczego 🙂

Od pierw­szych dni swojej pracy jako pro­duct owner mia­łem tą świa­do­mość że star­tuję gdzieś z dol­nego poziomu tej pira­midki i przez kolejne mie­siące i lata spo­ra­dycz­nie zasta­na­wia­łem się co powi­nie­nem zro­bić dalej żeby prze­nieść swoje umie­jęt­no­ści na kolejny poziom wta­jem­ni­cze­nia.

Roz­sąd­nym podej­ściem wyda­wało mi się zako­rze­nione w prze­szło­ści prze­ko­na­nie że żeby pójść wyżej – trzeba zdo­by­wać nowe umie­jęt­no­ści, dosko­na­lić posia­dane, robić dobrą robotę. Tak defi­nio­wany roz­wój towa­rzy­szy ludzkości (i być może na­dal towa­rzy­szy?) od pierw­szej klasy szkoły pod­sta­wo­wej. Podobny mecha­nizm umac­niamy spę­dza­jąc zimowe wie­czory gra­jąc w gry typu RPG gdzie zdo­by­wane doświad­cze­nie i roz­wój postaci mie­rzony jest wzro­stem poziomu róż­nych umie­jęt­no­ści. Nie twier­dzę abso­lut­nie że takie podej­ście jest złe, bo m.in. świa­do­mość postępu jest także bar­dzo potrzebna cho­ciażby dla zacho­wa­nia moty­wa­cji do dal­szych dzia­łań. Fak­tem nato­miast pozo­staje że przez długi czas nie zda­wa­łem sobie sprawy z tego że nie­ustanne dokształ­ca­nie, zdo­by­wa­nie doświad­cze­nia nie jest wcale (chyba) naj­moc­niej­szym środ­kiem do uzy­ska­nia tak upra­gnio­nej więk­szej odpo­wie­dzial­no­ści i decy­zyj­no­ści.

W pew­nym momen­cie zaczą­łem się zasta­na­wiać co tak naprawdę jest bez­po­średnim czyn­nikiem deter­mi­nu­ją­cym na jakim pozio­mie zaawan­so­wa­nia roli jest osoba w orga­ni­za­cji. Czy gdy­bym przy­kła­dowo posia­dał książ­kową wie­dzę z zakresu finan­sów to była by to dla mnie prze­pustka do roli „mini CEO” opi­sa­nego w arty­kule powy­żej? Czy tylko dla­tego że był­bym w sta­nie opi­sać pewne pro­cesy, uło­żyć plany finansowe – czy spraw­dził­bym się w takiej sytu­acji? Napewno nie. Wie­dza teoretyczna oczy­wi­ście jest bar­dzo przy­datna i na pewno pomaga, ale jed­nak w tym eks­pe­ry­men­cie myślo­wym uzna­łem że to nie jest bez­po­średni czyn­nik warun­ku­jący który z dwóch kan­dy­da­tów zosta­nie obda­rzony więk­szą decy­zyj­no­ścią.

Więc jeśli nie zdo­byta wie­dza, to jaki czyn­nik jest brany pod uwagę pod­czas rekru­ta­cji (wewnętrz­nych czy zewnętrz­nych) na sta­no­wi­ska wyma­ga­jące dużej decy­zyj­no­ści, odpo­wie­dzial­no­ści? Do głowy przy­szło mi że skoro nie wie­dza teo­re­tyczna to chyba w takim razie doświad­cze­nie deter­mi­nuje fakt powie­rze­nia decy­zyj­no­ści. W końcu jeśli nie wie­dza i nie doświad­cze­nie to w jaki spo­sób jaka­kol­wiek rekru­ta­cja na sta­no­wi­sko typu „CxO” (CFO, COO, CTO, itd.) zakoń­czyła by się suk­ce­sem? Nie­stety ten trop rów­nież oka­zał się być ślepy. Posiadana przeze mnie nie­wielka odro­bina zadzior­no­ści podpo­wie­działa mi pyta­nie kon­tro­lne – czy jeśli ktoś ma nawet najbar­dziej bogate doświad­cze­nie to zna­czy że posiada odpo­wie­dzi na wszystko? Czy tym jest doświad­cze­nie? Doświad­cze­nie odru­chowo koja­rzy mi się bar­dziej ze stwier­dze­niem faktu, że ktoś w prze­szło­ści coś robił i znane są tego efekty, ale nie jest to żadna gwa­ran­cja że dalej będzie je uzyskiwał. Owszem, wie­dza prak­tyczna co działa częściej, a czego się wystrze­gać ma zapewne jesz­cze więk­sze zna­cze­nie niż wie­dza książ­kowa, ale w momen­cie powie­rza­nia decy­zyj­no­ści nikt nie wie jakie zagad­nie­nia przy­nie­sie przy­szłość, a co za tym idzie nikt wręcz nie może znać wszyst­kich odpo­wie­dzi. Na jakiej więc pod­sta­wie podej­mo­wane są decy­zje, które de facto awan­sem, udzie­lają ludziom decy­zyj­no­ści więk­szej albo mniej­szej? Pro­stota odpo­wie­dzi zmio­tła mnie z nóg.

Zau­fa­nie.

Oba typy wiedzy które opi­sałem powy­żej są nie­wąt­pli­wie brane pod uwagę przy roz­pa­try­wa­niu odpo­wie­dzial­no­ści każ­dej osoby w orga­ni­za­cji, jak również ist­nieje cały sze­reg innych czyn­ni­ków, któ­rych bym nie podej­rze­wał nawet o to że mogą mieć wpływ na to czy poten­cjal­nie zosta­nie mi powie­rzony szer­szy obszar czy nie. Nato­miast ich wspólną cechą jest to, że ich suma buduje więk­sze lub mniej­sze zaufa­nie. Tak jak napi­sa­łem wyżej – jeżeli nie wiemy jakie wyzwa­nia cze­kają na nas w danej roli to rów­nież nie­moż­liwe jest stwier­dze­nie czy damy sobie radę. Bez względu na wie­dzę czy jej brak. Tak więc zawie­rze­nie decy­zyj­no­ści odbywa się w ramach „aktu wiary” że pora­dzimy sobie ze wszyst­kim co przed nami się pojawi. Dopiero czas przy­nosi wery­fi­ka­cję (albo i nie). Nato­miast nawet jeżeli świet­nie sobie radzimy na aktu­al­nym pozio­mie decy­zyj­no­ści to przej­ście wyżej i tak musi się wią­zać ze zbu­do­wa­niem odpo­wied­nio wyższego poziomu zaufa­nia.

Ta kon­sta­ta­cja z kolei otwo­rzyła mi głowę (i oczy) co do tego w jaki spo­sób powi­nie­nem dalej budo­wać swoja rolę aby sku­tecz­niej reali­zo­wać ambi­cje. Wie­dza, doświad­cze­nie, rela­cje mię­dzy ludz­kie, komu­ni­ka­cja, postawa i wiele wiele innych – same w sobie nie są budul­cem, ale mogą pomóc wzmoc­nić zaufa­nie pokła­dane we mnie. Zau­fa­nie też ze swo­jej natury jest prze­ko­na­niem subiek­tyw­nym, a co z kolei za tym idzie dla każ­dego skła­dowe zaufa­nia będą inne. Jedna osoba bar­dziej będzie zwra­cała uwagę na mery­to­rykę, inna na postawę wzglę­dem orga­ni­za­cji, a jesz­cze inna na nar­ra­cję w dys­ku­sji.

Uświa­do­mi­łem sobie rów­nież że w grun­cie rze­czy wszyst­kie histo­rie pokroju „Kariery Niko­dema Dyzmy” opie­rają się wła­śnie na uzy­ska­nym (w różny spo­sób 😉 ) zaufa­niu. Jest to w pew­nym stop­niu prze­ra­ża­jące, bo emo­cje ludz­kie są do pew­nego stop­nia podatne na mani­pu­la­cję i rodzi się wiele pytań o to jak roz­róż­nić zaufa­nie zbu­do­wane uczci­wie od tego nacią­ga­nego. Nie wiem czy są spraw­dzone spo­soby na ochronę przed takim podej­ściem inne niż cał­ko­wite zamknię­cie się na innych ludzi, ale to z kolei deter­mi­nuje rów­nież „odrzu­ce­nie” real­nie sta­ra­ją­cych się osób.

Być może mój powyż­szy wywód okaże się dla Cie­bie Czy­tel­niku naiwny, a już z całą pew­no­ścią ktoś gdzieś wcześniej opi­sał te mecha­ni­zmy. Nie­stety ja do nich chyba nie dotar­łem do tej pory, ale myślę że teraz będzie dobry moment żeby poszu­kać tej wie­dzy skoro już wiem czego szu­kać. Natomiast mam skromną nadzieję że moje prze­my­śle­nia pomogą także Tobie zro­zu­mieć nieco głę­biej od czego zależy roz­wój na ścieżce zawo­do­wej, a przez to mądrzej i sku­tecz­niej pokie­ru­jesz swo­imi dzia­ła­niami.

Piona!

Link do oryginalnego posta na LinkedIn