Czy kolejny pomysł jest zawsze dobrym pomysłem? Pułapka ciągłej pogoni za nowością.

bNa temat puła­pek i mitów zwią­za­nych z roz­wo­jem pro­duktu można by napi­sać książkę, albo dwie. Ze swo­jej subiek­tyw­nej per­spek­tywy mogę powie­dzieć wręcz że spora część tego co udało mi się do dzi­siaj zro­zu­mieć jest zbu­do­wane wła­śnie na myl­nych prze­ko­na­niach które powstały w taki czy inny spo­sób. W tym arty­kule chciał­bym się podzie­lić z Tobą jed­nym z bar­dziej istot­nych moim zda­niem prze­my­śleń doty­czą­cych roz­woju pro­duktu.

„Odkry­ciem” tym jest mia­no­wi­cie to, że pro­duktowiec nie powi­nien zaj­mo­wać się głów­nie „wymy­śla­niem nowych feature’ów”, tylko przede wszyst­kim poszu­ki­wa­niem powo­dów dla któ­rych większość pomy­słów nie powinno być reali­zo­wanych. To zda­nie może brzmi kon­tro­wer­syj­nie i rzecz jasna nie mam tu przyj­mo­wa­nia postawy wiecz­nie nega­tyw­nej i nie­przy­chyl­nie nasta­wio­nej. Ale jak się tro­chę głę­biej zasta­no­wić, to myślę że w kolej­no­ści zadań pro­duct ownera podej­ście kry­tyczne powinno być nieco wyżej niż kre­atywne. Poni­żej kilka argu­men­tów na obronę tego prze­ko­na­nia.

Po pierw­sze – sądzę że nazbyt czę­sto w zespo­łach poku­tuje prze­ko­na­nie że miarą postępu, czy jako­ści pracy jest ilość pomy­słów rzu­ca­nych na godzinę. Jest to z pew­no­ścią jakiś objaw silnej kre­atyw­no­ści. Nato­miast pozo­staje jesz­cze kwe­stia ogra­ni­czo­nych zaso­bów na reali­za­cję, przez co najczę­ściej nie ma moż­li­wo­ści aby reali­zo­wać każdego jednego pomysłu. Dla­tego też siłą rze­czy wyła­nia się potrzeba odfil­tro­wa­nia czę­ści pro­jek­tów oraz usta­le­nia prio­ry­te­tów – bez względu na to czy możemy reali­zo­wać 1, 2 czy 3 tematy na raz – musimy wie­dzieć co chcemy spraw­dzić w pierw­szej kolej­no­ści. Zasad­nym jest tutaj pyta­nie o to, które pro­po­zy­cje w takim razie mamy reali­zo­wać i dla­czego? Oto wła­śnie zada­nie dla pro­duktowca, aby mądrze zde­cy­do­wał co nie­sie naj­więk­sze szanse na przy­nie­sie­nie korzy­ści klien­towi i orga­ni­za­cji. Dodat­kową obser­wa­cją jest to, że jeśli z jakie­goś powodu nie wpa­damy na 1000 pomy­słów na minutę, to wcale nie zna­czy że mamy pro­blem. Powinna to być dodat­kowa moty­wa­cja do tego żeby uważ­nie nad­sta­wić uszu na to co się dzieje dookoła. Wsłu­chać się w głos klien­tów, poroz­ma­wiać z zespo­łami wspie­ra­ją­cymi klien­tów, poczy­tać zgło­sze­nia z help­de­sku – można tam zna­leźć ogrom bar­dzo uży­tecz­nej wie­dzy na temat tego co real­nie jest potrzebą klien­tów i już na star­cie dosta­jemy w poło­wie potwier­dzone pomy­sły.

Dru­gim argu­men­tem za postawą selek­tywną jest rów­nież nie­rzadko moim zda­niem pomi­jane zagad­nie­nie zgod­no­ści z pożą­da­nym kie­run­kiem roz­woju pro­duktu – czyli stra­te­gią. Pomy­sły, nawet z bar­dzo dużym poten­cja­łem sprze­da­żo­wym nie zawsze muszą iść w parze z tym, jaki jest plan dłu­go­ter­mi­nowy pro­duktu, a czasami stoją wręcz w sprzecz­no­ści. Pominę etap dys­ku­sji o samej stra­te­gii, ale uwa­żam że warto decy­zje pro­duktowe podej­mo­wać przynaj­mniej ze świa­do­mo­ścią w jakiej rela­cji są ze sobą nasze naj­bliż­sze plany i ogólna stra­te­gia która ma nas też gdzieś dopro­wa­dzić. Cza­sami taki „objazd” może mieć sens, cza­sami nie – ale zawsze warto zda­wać sobie sprawę z obu stron medalu.

Trze­cie, rów­nież mylne moim zda­niem, zało­że­nie jest takie że pro­dukt musi się cią­gle roz­wi­jać tylko „wszerz”, muszą być doda­wane nowe funk­cje. Tro­chę w myśl zasady że trzeba cią­gle budo­wać, bo jak nie budu­jemy to się cofamy. Filo­zo­ficz­nie zga­dzam się, że brak roz­woju w dzi­siej­szych cza­sach ozna­cza regre­sję, nato­miast nie zga­dzam się że roz­wój to tylko nowe funk­cje. Udo­sko­na­le­nie tego co ist­nieje rów­nież jest ważne z per­spek­tywy pro­duktu, bo czę­sto najbar­dziej istotne czę­ści pro­duktu są też tymi naj­star­szymi. Szu­ka­jąc cały czas nowych obsza­rów do zago­spo­da­ro­wa­nia pozo­sta­wiamy te naj­waż­niej­sze ele­menty na dzia­ła­nie czasu. Zja­wi­sko o któ­rym tu piszę zostało nazwane przez anglo­ję­zycz­nych auto­rów „feature creep” i polega na cią­głym gło­dzie nowo­ści, pod­czas kiedy bar­dzo duża war­tość może tkwić w tym co już ist­nieje w pro­duk­cie i warto o to też dbać i pielęgnować.

Ostatni punkt który chciał­bym poru­szyć w tym arty­kule to już bar­dziej „księ­gowy” aspekt budowy pro­duktu. Mia­no­wi­cie każ­do­ra­zowo doda­jąc nowy ele­ment, moduł do pro­duktu podno­simy tzw. „koszt posia­da­nia”, z angiel­skiego „total cost of owner­ship”. Ozna­cza to ni mniej ni wię­cej że istnieje pewna gra­niczna ilość funkcji czy modułów, kiedy pozostawienie pro­duktu w dobrej kon­dy­cji i dal­szy jego roz­wój prze­staną być moż­liwe. Po pro­stu bieżące utrzy­ma­nie, naprawa błędów czy inna obsługa będą zja­dać cały dostępny czas i zasoby. Można to zja­wi­sko porów­nać do nawyku zbie­rac­twa. Czym wię­cej chcemy mieć przedmio­tów w domu, tym wię­cej ich zno­simy, ale w końcu nie jeste­śmy w sta­nie już nic doło­żyć bo nie ma na to miej­sca. Dwie ścieżki ratun­kowe z tej sytu­acji to powięk­sze­nie mocy prze­ro­bo­wych – choć tutaj ist­nieje ryzyko, że nawet istotne zwięk­sze­nie nakła­dów pozwoli wró­cić do poprzed­niego tempa roz­woju pro­duktu. Dru­gim kołem ratun­ko­wym jest zro­bie­nie porząd­ków i rezy­gna­cja z tych funk­cji któ­rych utrzy­ma­nie kosz­tuje wię­cej niż przy­nosi korzy­ści. Oczy­wi­ście nie ma jed­nego uni­wer­sal­nego spo­sobu na zarzą­dze­nie kosz­tem posia­da­nia, ale warto mieć z pew­no­ścią z tyłu głowy zako­do­wane że coś takiego ist­nieje i w przy­padku nie­fra­so­bli­wego roz­woju pro­duktu może o sobie przy­po­mnieć w naj­mniej odpo­wied­nim momen­cie.

Przy­bi­ja­jąc do brzegu – sądzę że to co jest bło­go­sła­wień­stwem w wielu orga­ni­za­cjach – tzn. moż­li­wo­ści tech­no­lo­giczne i tuziny pomysłów do reali­zacji powinno być trak­to­wane odpo­wie­dzial­nie i świa­do­mie. Możemy budo­wać wiele rze­czy „faj­nych” i „przy­da­ją­cych się” ale w grun­cie rze­czy możemy sobie tak naprawdę pozwo­lić na tylko kilka z nich i wybory jakich doko­nu­jemy będą decy­do­wać o tym czy osią­gniemy wzro­sty i cele stra­te­giczne, czy też dorzu­cimy sobie kamieni do ple­caka. Dla­tego życzę Tobie jak najwię­cej traf­nie ziden­ty­fi­ko­wa­nych szans i jesz­cze wię­cej pra­wi­dłowo odrzu­co­nych śle­pych uli­czek 🙂

Piona!

Link do oryginalnego postu na LinkedIn